banfi

…czyli co przetestowały dwie głowy, to nie jedna – wcierkomania trwa!


O wcierce Banfi Hajszesz zrobiło się głośno już jakiś czas temu, jeszcze kiedy, niestety, nie była dla nas – Polek, łatwo dostępna. Ku uciesze wielkiego grona zainteresowanych, w tym nie tylko włosomaniaczek, teraz nie jest to już absolutnie żaden problem. Wszystko dzięki Agnieszce Niedziałek, która odpowiedzialna jest za naszą świadomość o istnieniu tego specyfiku, która przywiozła ją do nas z ziemi węgierskiej do Polski i zaoferowała do zakupu w bardzo przystępnej cenie (dzięki Ci!). Popularność, jaką zaczęła natychmiastowo cieszyć się, recenzowana właśnie dzisiaj przez nas wersja klasyczna wcierki, sprawiła, że Aga wyszła z inicjatywą zaoferowania nam w swoim sklepie internetowym (a w niektórych miejscach już nawet stacjonarnie) kolejne odsłony wcierki Banfi. Mamy już do wyboru również (oprócz klasyki gatunku): Lady Banfi, Banfi łopianową oraz Banfi pokrzywową (a teraz nawet i szampon Banfi :). Na pewno mamy w planach przetestować wszystkie te cuda. No dobra dziewczyny, to już wiemy, że bez wątpienia, jest to obecnie najpopularniejsza wcierka, okrzyknięta przez wiele dziewczyn mianem „Hit”. A jakie efekty my zauważyłyśmy po zdenkowaniu pierwszych butelek? Jeśli jesteście ciekawe, to zapraszamy do wejścia w post, a co ciekawe, są one u nas nieco inne.


Dwie głowy testowały, więc dwie się wypowiedzą. Mamy nadzieję, że dzięki temu, jeszcze lepiej ją poznacie, da Wam to pełniejszy obraz o tej wcierce i będziecie wiedziały, czy to produkt, który też chcecie przetestować. Zaczynamy.

Banfi HAJSZESZ

Pola: Ci ludzie na pomoście budzą u mnie mieszane uczucia 😀 Trochę jak ten chłopiec z opakowania Kinder Czekolady – niby wszystko ok, ale też jednak trochę creepy 😀 Niemniej, bardzo mi się podoba, lubię taką „inność”.

Kolor i konsystencja herbaty. Tylko zapach zupełnie nie.

Opakowanie: Plastikowa, charakterystyczna butelka w kolorze strażackiej czerwieni. Mało praktyczna, by używać produktu bezpośrednio z niej, ale w recenzji poniżej znajdziecie na to nasze sposoby. Pojemność, zapach, konsystencja: Co nos, to inny odbiór tego specyfiku, ale generalnie mamy tu 250 ml płynu o konsystencji wody, według nas, o woni słodko-kwaśnego soku po ogórkach, z akompaniującym temu chrzanem w tle. Perfumy to może nie są, ale nie odrzuca aż tak, by nie chcieć jej przez to używać.CENA: 20 pln


Skład: Na początku mamy alkohol, który jest tu oczywiście promotorem dla dobroczynnych składników, a mianowicie ekstraktu z chrzanu, gorczycy, jałowca i majeranku.

RECENZJA #1: RECENZJA POLI

O Banfi usłyszałam dzięki Gosi, która zaprosiła mnie do dołączenia do grupy na Facebooku, którą założyła (zgaduj zgadula kto? Oczywiście! 🙂 Agnieszka, o nazwie „WŁOSING”. A tam już wrzało od zacieranych rąk, bo właśnie poszły pierwsze wieści o rychłej dostępności wcierki w Polsce.


Butla fajna, ale wiadomo, że może niekoniecznie najlepsza do bezpośredniej aplikacji, więc żeby się nie męczyć, ja przelewałam ją do widocznej na zdjęciach, plastikowej buteleczki po wcierce Rzepa od Joanny (ją swoją drogę też testowałyśmy obie, więc jeśli jesteście zainteresowane, możecie przejść do jej „podwójnej” recenzji – KLIKAJĄC TEN LINK )

Stosowanie:
Ze względu na zapach, wcierkę stosowałam zawsze przed myciem włosów i prawie zawsze trzymałam przynajmniej około godzinę pod czepkiem. Starczyła mi na około półtora miesiąca stosowania. Używałam ją przed każdym myciem włosów, a włosy myję co 2 dni, czyli mam za sobą ponad 20 aplikacji. Jednak, jest ona na pewno dużo bardziej wydajna. Już nie raz wspominałam, że ja sobie ilości nakładanych wcierek absolutnie nie żałuję i dosłownie niemalże „oblewam” nimi skórę głowy, wykonując później, w zależności jak czas pozwoli, zwykle dłuższe masaże.

Efekty:
To co najważniejsze, czyli efekty, były dla mnie baaardzo pozytywnym zaskoczeniem. U mnie wcierka ta podziałała głównie na szybszy porost. W moim przypadku to ideał do „zapuszczania” długości włosów. Po ścięciu ich, klika miesięcy temu, na long-boba, jestem teraz w połowie drogi, a średnia długość, to mój najmniej ulubiony etap, ponieważ dla mnie najmniej twarzowy. Pojawiło się też trochę nowych włosów i choć wysypem baby hair tego u siebie nie nazwę, to i tak jestem jej wdzięczna za przyczynienie się do większego zagęszczenia moich zakoli. Czuję, że w dużym stopniu przyhamowała wypadanie i pod tym względem jest w moim top 3, co prawda na 3 miejscu, ale z czystym sumieniem stawiam ją na podium, a należy też wziąć pod uwagę, że ja stosowałam w życiu już naprawdę wieeeeele wcierek. Być może, gdybym stosowała ją po myciu, mogłabym pochwalić ją też za przedłużenie świeżości/wolniejsze przetłuszczanie się skóry głowy (wiele dziewczyn zauważa u siebie tę korzyść), ale nigdy nie zaryzykowałam i nie przemogłam się do zaaplikowania sobie zapachu kiszonych ogórków, na dopiero co umyte włosy.   

RECENZJA #2: RECENZJA GOSI

O Banfi usłyszałam po raz pierwszy  chyba w 2015 roku, oczywiście na blogu Agi. Wtedy była jeszcze niedostępna na naszym rynku. Pierwszą butelkę kupiłam dopiero rok temu, w kwietniu, na targach Ekocuda. Prawie od razu rozpoczęłam kurację.

Stosowanie:
Opakowanie ma średnio wygodną w aplikacji formę, więc zawsze przelewam Banfi do szklanej, ciemnej butelki z dzióbkiem, która została mi po Alpicorcie T (aplikator bardzo podobny do tego u Joanna Rzepa ze zdjęć). Wcierkę nakładałam i wmasowywałam w skórę głowy co wieczór (tutaj chylę czoła dla cierpliwości mojego narzeczonego, który jest bardzo wyrozumiały i nigdy mnie nie wyrzuca z łóżka, niezależnie od tego czy śmierdzę rosołem, ogórkiem kwaszonym czy lasem <3), a włosy myję rano. Nie da się ukryć, że chrzanowy aromat jest intensywny i czasem nawet po myciu wyczuwam go we włosach. Nie wyobrażam sobie aplikacji preparatu po myciu!

Efekty:

Ale przejdźmy do konkretów, czyli do efektów!

Wcierkę stosuję jak zwykle – w celu zahamowania wypadania włosów i pobudzenia przyrostu. Kwestia przyśpieszenia porostu jest mi całkowicie obojętna, ponieważ nie zapuszczam włosów, regularnie je obcinam i nie czekam na nowe milimetry 😉

Jeśli chodzi o wypadanie włosów – Banfi przyhamowała ten problem, jednak żadnemu preparatowi, poza lekami na receptę oraz wcierką Pharmaceris nie udało się go zatrzymać całkowicie. Ograniczenie wypadania oznacza już dla mnie skuteczność produktu (przypominam, że od lat choruję na łysienie androgenowe) . Jednak największy efekt zauważyłam w kwestii wyrastania nowych włosków! Już po trzech tygodniach kuracji widziałam gąszcz maleńkich baby hair na linii czoła! W tej kwestii wcierka spisuje się naprawdę na medal! Nowe włoski rosną szybko i w zatrważającej ilości, tutaj bije ona na głowę inne produkty! Żaden inny preparat nie spowodował u mnie jeszcze takiego wysypu „bejbików”. Jeśli macie rzadkie włosy, widoczne zakola czy łyse placki – ten produkt pozwoli Wam o tym zapomnieć i zagęścić włosy na całej głowie lub właśnie tam gdzie tego potrzebujecie.

Podsumowując to bardzo krótko: mamy HIT i to razy 2, bo obie dajemy jej status genialnego produktu 😉

Znacie wcierkę Banfi HAJSZESZ? Stosowałyście? Macie jej zakup w planach czy raczej nie czujecie potrzeby zakupu? Dajcie znać, jakie macie doświadczenia, plany związane z rodzinką produktów Banfi oraz jakie wcierki są w waszych ulubieńcach i dlaczego. Pozdrawiamy!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here